2012 r.-
JADWIGA GRZYBOWSKA
LAUDACJA:
Urzekł mnie przepiękny język, jakim operowała w czasie lekcji z literatury. Pani Profesor, jak nikt inny potrafiła zainteresować swoich słuchaczy, zarówno historią literatury, jak również poezją. Z wielkim zapałem uczyliśmy się wierszy, które potem recytowaliśmy.
Tymi słowy wypowiedział się na temat swojej nauczycielki, Pani Profesor Jadwigi Grzybowskiej jeden z setek Jej uczniów. Stanęła na drodze wielu z nas – jako nauczycielka języka polskiego, wychowawczyni, przyjaciel, obrończyni, rozumiejąca swoich podopiecznych i niezwykle empatyczna, ciepła. Taka powinna być polonistka, bo uczy postaw, rozumienia postaw, powielania dobrych wzorców, przyjaźni, życia.
Pani Profesor Jadwiga Grzybowska z dziennikiem w ręku weszła do klasy po raz pierwszy w roku 1952. Była bardzo młoda i niepewna, nawet nieśmiała i nie do końca wiedziała, co powiedzieć, jak się zachować w klasie pełnej ciekawych spojrzeń. Od razu jednak znalazła z uczniami, niewiele od siebie młodszymi, bardzo dobry kontakt, a z czasem pełne porozumienie. Była zawsze oazą spokoju i cierpliwości pedagogicznej, której czasem troche brak innym. Umiała rozsmieszyć, rozładować najbardziej ponurą atmosferę, nerwowość.
Dawni uczniowie mówią o niej: systematyczna, wymagająca i sprawiedliwa. Spod Jej dobrej ręki wyszło wielu polonistów i nauczycieli. Wszyscy maja coś z Niej, Jej sposobu mówienia, prowadzenia lekcji, postępowania w trudnych nauczycielskich sytuwacjach. To dobry wzorzec, do naśladowania, jak najbardziej godny powielenia, zawsze.
Dużo się uśmiechała, żartowała, opowiadała. Na lekcjach tzw. uroczystych, np. z okazji Dnia Edukacji Narodowej, Dnia Patrona, Dnia Matki opowiadała książki, te, które czytała i które były godne opowieści. Wszyscy słuchali jak urzeczeni, z szeroko otwartymi oczami. Umiała pieknie opowiadać, zainteresować. Sama się czasem dziwiła, że tak reagujemy na jej „uroczyste lekcje”. Te lekcje, szkoda, że tylko dwa, trzy razy w roku, były jak święto. Pani Profesor, żeby Pani miała świadomość, jak bardzo Panią kochaliśmy, jak byliśmy do Pani przywiązani, nigdy nie zwątpiłaby Pani w nasze oddanie. Dzisiaj wspominamy Panią jak najbliższego człowieka. Jesteśmy sami już bardzo dorośli, ale Pani nie przestaje być dla nas tą samą Panią Grzybowska. Ciekawe, nigdy nie mówiliśmy inaczej, jak – Pani Grzybowska. Jakoś tak, z szacunkiem, ale ciepło, cieplutko.
Liczne zjazdy klasowe nie obywały się bez Niej. Zawsze przyszła, była z nami. Czuliśmy się w towarzystwie Pani Grzybowskiej bardzo swobodnie, jak wtedy, w szkole.
Czasem jeszcze śni mi się szkoła. Wchodzę do klasy i otwieram dziennik, w którym, w którym prawie nie ma stopni z polskiego . A już trzeba wystawiać oceny – opowiadała kiedyś podczas wywiadu do lokalnej gazety. To koszmar każdego nauczyciela. Stopnie, stopnie. Mają być, ale nie zawsze jest na nie czas. Najważniejsza jest wiedza, umiejętności, ale jak je zweryfikować bez stopni, sprawdzania, korygowania? Szczególnie z polskiego. Szara nauczycielska, szkolna rzeczywistość. Zmora dla uczniów, ale też ich nauczycieli, prawda?
Pani Profesor jest osobą niezwykle skromną, nigdy nikomu się nie narzuca. Słucha, obserwuje, życzliwie i z aprobatą. Szczerze uczestniczy w rozmowie. Zapytana o losy swoich uczniów, odpowiada dokładnie tyle, ile wie, nie sili się na bycie obeznaną i na bieżąco. To się ceni, wyjątkowo się ceni.
Tak została oceniona Jej praca przez wicedyrektora szkoły:
Wdraża nauczanie problemowe celem rozwijania samodzielności myślenia.Stwarza możliwości kształcenia sprawności językowej. Dokumentacja pracy świadczy o sumienności i obowiązkowości. Trafnie dobiera materiał pod względem jakości i ilości. Systematycznie pogłębia swoją wiedzę.Treści ideowe wykorzystuje w celu kształtowania postaw moralnych młodzieży. Swoje doświadczenie prekazuje młodszym nauczycielom. Z wielkim zaangażowaniem prowadzi zajęcia pozalekcyjne: kółko recytatorskie i polonistyczne.
Sama napisała o sobie:
Nie wybieraliśmy sobie czasów, w których przyszło nam żyć, uczyc się, studiować i pracować na niwie pedagogicznej.
Zaraz po wyzwoleniu Mławy, w lutym 1945 roku zdałam do I klasy Gimnazjum i Liceum im. Stanisława Wyspiańskiego w Mławie, gdzie w roku 1949. otrzymałam maturę. Polonistykę studiowałam na Uniwersytecie Warszawskim. Otrzymałam tylko dyplom zawodowy I stopnia, a na dwuletni kurs magisterski nie zostałam przyjęta, bo ani w szkole średniej, ani na uniwersytecie nie należałam do ZMP czy ZMS (…). Magisterium zdobyłam zaocznie w latach późniejszych (…).
Jako nauczycielka wróciłam do mławskiej „alma mater” i „przepracowałam” w niej 35 lat, w tym dwa lata jako emerytka.
Studiowałam w czasach stalinowskich, uczyłam w okresie Bieruta, Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego (…).
Pominę wszelkie zło, ale przytoczę cytat Norwida: „Jest także wolność milczenia, nie tylko wolność słowa”.
Cieszyłam się zaufaniem większości młodzieży. Nigdy mnie nie zdradziła, iż omawiam niezgodnie z socjalistycznymi zasadami (…).
Narzekaliśmy i narzekamy na młodzież, ale jest w niej wiele dobroci, uczciwości, prawości (…).
Nie wybieramy sobie czasu urodzin. Szkoda. Tak chętnie uczyłabym w dzisiejszej szkole. Czułabym się w pełni swobodna z wolną młodzieżą w niezależnej Ojczyźnie (…).
Pani Profesor, dziękujemy za ogromny wkład pracy w kształtowanie postaw Wyspiańczyków. Jest Pani dla nas niedościgłym wzorem2012 -JAN BRODALAUDACJA:
Pan Dyrektor Jan Broda ukończył Uniwersytet Warszawski, wydział matematyczno-fizyczny. W 1958 roku otrzymał tytuł magistra matematyki. Urodził się koło Kutna, a w Gostyninie uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego (jego absolwentem został w 1953 roku). W szkolnictwie zaczął pracować w 1956, zawsze w średnim.. Rozpoczął od Warszawy, potem był dwa lata w Łosicach, a od 1962 jest w Mławie, od razu w Liceum przy Wyspiańskiego. Jego status doskonałego, najlepszego matematyka w mieście nie był dla nikogo tajemnicą. Uczył z wielką pasją i zaangażowaniem. Znał matematykę jak mało kto i bardzo dobrze umiał nauczyć jej swoich uczniów. Lekcje z Nim były przyjemne, spokojne, rzeczowe, czysta matematyka. Stosował niezliczone metody nauczania, byle tylko dotrzeć do umysłów podopiecznych. Spod Jego ręki wyszło wielu doskonałych matematyków, którzy swoją matematyczną wiedzę i pasje umysłów ścisłych rozwijali w szkołach wyższych - uniwersytetach, politechnikach, wyższych szkołach ekonomicznych.
Cieszył się wielkim autorytetem. Należał do tych nauczycieli, którzy się raczej nie denerwują, nie podnoszą głosu, nie gromią wzrokiem, a jeśli powiedzą coś w sensie: chłopie, weź się do roboty, to wiadomo, że ma rację, że trzeba się szybciutko zebrać i wziąć w garść. Uczył i uczy nadal genialnie, to wielki dydaktyczny talent. Zadania z matematyki rozwiązuje z tak wielką pasją, z tak wielkimi emocjami, że widzi się jego miłość do wykonywanego przez życie zawodu – nauczyciela matematyki.
- Jeśli się włoży dużo serca, to efekty muszą być. Uczniów trzeba zrozumieć, ich sposób myślenia, i tak tłumaczyć zagadnienie, żeby dotrzeć do ich najbardziej ukrytych szarych komórek – mówi Pan Broda o swojej pracy matematyka.
Pan Profesor bardzo lubi młodych ludzi, szanuje ich, stara się rozumieć. To jest – według Niego - podstawowy warunek sukcesu. Jeśli bowiem sukces nasz mierzy się sukcesem naszych uczniów, to musimy sobie wzajemnie zaufać. Takie zaufanie w geniusz matematyczny Profesora przejawiali Jego uczniowie. Nawet niezbyt zdolni, całkiem niepracowici, nawet trochę leniwi mieli szanse nauczyć się matematyki. Profesor nie odpuszczał, codziennie po trochu dokładał, pilnował, sprawdzał, rozwiązywał i ,,,,,,,,,,,,,, trzeba było się ugiąć i dać sobie wmówić: jesteś dobry, więc się nie poddawaj, pracuj więcej, będzie jeszcze lepiej”. Nie było wyjścia, trzeba się było mobilizować, żeby Profesor był zadowolony i znowu pochwalił, za sukces, za postępy w trudnej drodze całkowania, wyciągania pierwiastków, rozwiązywania równań z jedną i więcej niewiadomymi,,,,,
- Lubię rozwiązywać zadania i lubię, kiedy ktoś mnie o coś pyta. A najbardziej lubię, gdy ktoś się ze mną nie zgadza, ponieważ to mnie inspiruje – powiedział w jednym ze swoich wywiadów do lokalnej prasy.
Kiedy został wicedyrektorem szkoły, zajął się organizacją pracy w szkole, planem, zastępstwami, ale nigdy nie przestał być doskonałym nauczycielem matematyki. Był świetnie zorganizowany i metodycznie podchodził do wszystkich obowiązków. W 1985 roku został dyrektorem, po odejściu Pana Dyrektora Eugeniusza Łaciaka na emeryturę. Był dyrektorem do 1990 roku. To był bardzo dobry czas dla szkoły.
Szczególna zasługa, za którą bardzo Panu Brodzie dziękujemy to rozbudowa szkoły, zakończona w 1989 roku. Pierwszego września została oddana nowa część dobudowana do starej szkoły, już zbyt ciasnej i niewystarczającej dla rosnącej szkoły przy Wyspiańskiego. Piękne, jasne sale lekcyjne do matematyki, biologii, chemii, fizyki ….., wygodne zaplecza dla nauczycieli – oto, co zyskało Liceum. Wreszcie można było układać lekcje na jedną zmianę, od rana. Zniknęła druga, bardzo niewygodna zmiana. Lekcje przed rozbudową kończyły się o 20.00, teraz po 15.00 młodzież była po zajęciach lekcyjnych. Szczęście było tak wielkie i długo nie mogliśmy uwierzyć, że to takie proste. Po południu można było planować zajęcia pozalekcyjne, spotkania, słowem – od lat wyczekiwane rozkurczenie.
Ta inwestycja mogła być możliwa i szczęśliwie się zakończyć dzięki niezwykłej operatywności Pana Dyrektora Jana Brody, który bardzo zaangażował się w ten projekt. To Jego ogromny sukces. Dziękujemy, Panie Dyrektorze. To Pan spowodował, że dzisiaj uczymy w szkole wygodnej i nowoczesnej. Rozpoczął Pan rozbudowę konieczną, bardzo dobrze służącą naszym uczniom.
Wicekurator, przy okazji jednej z ocen Jego pracy napisał: w pracy dydaktycznej osiąga bardzo dobre wyniki. Z obowiązków wywiązuje się starannie, nad wyraz dobrze. Jest wzorowym nauczycielem matematyki. Stosuje aktywizujące metody pracy. O Jego pracy świadczy wysoki wskaźnik przyjęć na studia. Posiada bogatą wiedzę pedagogiczną, którą umiejętnie wykorzystuje w pracy instruktażowo-hospitacyjnej. Tworzy odpowiedni klimat do pracy z uczniem uzdolnionym. Szkoła zajmuje wysokie lokaty w olimpiadach z różnych przedmiotów,, na przykład w roku szkolnym 1987/1988 uczeń tej szkoły zakwalifikował się do etapu centralnego w olimpiadzie historycznej, a uczennica zajęła I miejsce w rejonie w Turnieju Literatury Romantycznej. Za całokształt pracy otrzymuje ocenę szczególnie wyróżniającą.
Pan Jan Broda wyraził życzenie odejścia na emeryturę w roku 1990. Przestał być wtedy dyrektorem, ale nie przestał pracować w Liceum. Uczył od tej pory matematyki jako emeryt, ale zawsze uważany za wybitnego fachowca w swojej wyuczonej dziedzinie. Rodzice zabiegali o Niego, młodzież – pod Jego okiem – umiała ten trudny przedmiot. W 1992 roku dyrektor szkoły prosił Kuratorium o umożliwienie zatrudnienia Pana Brody na części etatu: Pragnieniem młodzieży i rodziców jest, aby dokończył edukacji (uczył w klasach 4d i 4e przez dwa lata). Jest świetnym matematykiem i osiąga bardzo dobre wyniki, o czym świadczy liczba uczniów, którzy, zdając matematykę na egzaminach wstępnych dostali się na wyższe studia. W tej sprawie była delegacja rodziców w Kuratorium i otrzymała zapewnienie, że, jeśli będzie taka możliwość, to ich prośba będzie spełniona. Taka możliwość jest: są godziny ponadwymiarowe.
Jedna z absolwentek z 1974 roku opowiada o swoim matematyku:
- Rozpoczęłam naukę w Liceum w 1970 roku. Przyszłam z niewielkiej szkoły wiejskiej z piątką z matematyki, ale zaraz w pierwszej klasie zorientowałam się, że nie daję rady. Było bardzo ciężko, ale się nie poddawałam. Musiałam zaufać Panu Profesorowi, który mi powtarzał: masz szansę się nauczyć, jest coraz lepiej. Chociaż na pierwsze półrocze dostałam niedostateczną, to w drugim było naprawdę lepiej, zaczęłam rozumieć nawet te zadania, szczególnie z tekstem, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej mnie przerażały. Liceum skończyłam z dobrą czwórką i bardzo dobrze zdałam egzamin na studia politechniczne. Zostałam inżynierem, a zawdzięczam to swoim nauczycielom przedmiotów ścisłych – matematykowi Panu Janowi Brodzie i fizykowi Panu Władysławowi Rejniakowi. Dzisiejsze Liceum też jest bardzo dobrą szkołą. Ukończył ją mój syn. Niedawno, ale też, jak my wszyscy, ma swoje wspomnienie, jak najlepsze. Moje myślenie o szkole zawsze oscyluje wokół dwóch nauczycieli, których wspominam najcieplej. Jest to Pan Jan Broda i Pan Władysław Rejniak.
Po odejściu na emeryturę także miał propozycje pracy w innych szkołach. Każdy dyrektor wie, jaki to matematyk, jak wiele każda szkoła zyska, współpracując z Panem Brodą. Pracował wciąż z tym samym zapałem i pasją. Kto kocha to, co robi, nie męczy się, rozdaje tylko to, co w nim dobre.
Najważniejszą jednak ocenę wystawili mu Jego uczniowie. Wspominają Go zawsze z szacunkiem, bardzo, bardzo ciepło. Jest niekwestionowanym autorytetem dla Wyspiańczyków. Na każdym zjeździe jest wręcz rozchwytywany. Wyspiańczycy fotografują się a Panem Profesorem, zapraszają Go do swoich klas, chcą z Nim rozmawiać, wspominać, dziękować. Więc, dziękujemy, Panie Profesorze, Dyrektorze za to, że mogliśmy być Pana uczniami, kolegami, przyjaciółmi.
2012- EUGENIUSZ ŁACIAK
LAUDACJA:
Pan Profesor Eugeniusz Łaciak nie był mławianinem z urodzenia, ale przez wiele lat mieszkał w Mławie, pracował w naszym mieście, najpierw jako kierownik internatu Technikum Budowlanego – w latach 1959 – 1962, a potem w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Wyspiańskiego. W roku 1989 odszedł na emeryturę, chociaż po raz pierwszy wniosek o przejście na emeryturę złożył w 1985 roku. Po roku – w 1986 - zrezygnował z emerytury i został wychowawcą w internacie, pracując w pełnym wymiarze godzin do roku 1989. Przez wiele kolejnych lat pracował w zmniejszonym wymiarze godzin, ucząc języka łacińskiego. Z Mławy wyjechał w 2002.
Jest historykiem, z wykształcenia i z zamiłowania. Będąc w Liceum przy Wyspiańskiego, uczył historii, łaciny, pełnił przez wiele lat (1972-1985) funkcję dyrektora, był wychowawcą w internacie, prowadził chór „Gawęda”, zespół „Wiolinki”, recytował, uczył recytowania innych, przygotowywał monodramy dla swoich recytatorów i aktorów szkolnych, sam występował w monodramach, reprezentując Mławę na forum kraju, wędrował po Polsce i Europie, jeździł rowerem po Europie, uczył języka angielskiego. Nie sposób wymienić wszystkich działań na rzecz społeczności Wyspiańczyków, Mławy i regionu. Można by było wymieniać jeszcze bardzo wiele zasług, za które dzisiaj dziękujemy Panu Eugeniuszowi Łaciakowi.
Od kilku lat mieszka w Łomży, odpoczywając u boku kochającej Go Rodziny, zawsze gotowej wspierać Pana Profesora i pomagać Mu. To też wielka Jego zasługa, bo ma przy sobie tych, których często zaniedbywał na rzecz szkoły, ale nigdy nie zatracił równowagi między pracą a byciem z Rodziną, pielęgnował rodzinną miłość i szacunek, które dzisiaj odbiera z wdzięcznością.
Studia uniwersyteckie – Uniwersytet Jagielloński ukończył w 1955 roku. W tym samym roku rozpoczął pracę w Liceum Ogólnokształcącym w Krościenku. Do Mławy – jak już wiemy – trafił po kilku latach.
Był zawsze świetnym organizatorem pracy, nie tylko wychowawczej. Kurator Oświaty na Sejmiku Młodzieżowym w 1976 roku uhonorował szkołę – kiedy była pod kierownictwem Pana Eugeniusza Łaciaka - wyróżnieniem za pracę wychowawczą: za bardzo dobre wyniki w nauce, sukcesy absolwentów, za liczne występy licealistów na niezliczonych uroczystościach różnego typu. Ponad 100. osobowy chór uświetniał wiele uroczystości szkolnych, miejskich, wojewódzkich, regionalnych, a nawet państwowych. Szczególnie wyróżnił się podczas 550. rocznicy nadania praw miejskich naszemu miastu – Mławie. Był inicjatorem wakacyjnych Ochotniczych Hufców Pracy. Dzięki licznym wyjazdom młodzieży Szkoła dwukrotnie zdobyła I miejsce w kraju (1972, 1973), w latach następnych I miejsce w województwie warszawskim, a potem w ciechanowskim jako szkoła uspołeczniona, gotowa do pracy w wakacje.
Bardzo często prowadził rajdy rowerowe, piesze szlakiem miejsc pamięci narodowej. Uczył patriotyzmu i przywiązania do swojego regionu. Skupiał wokół siebie grono zapaleńców, którzy wyjeżdżali z uczniami Liceum na wycieczki, uczyli radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Do dzisiaj setki, a może tysiące Wyspiańczyków nuci znane z lat licealnych, kochane przez Pana Profesora: „Warszawiankę”, „Łączko, łączko zielona”, „Hej, sokoły”, Hej, Mazowsze”, „Przybyli ułani”, „Legiony”, „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola” i wiele, wiele innych piosenek patriotycznych, dzięki którym młodzież utożsamiała się z historią Polski, trudnymi Jej dziejami, nie tylko najnowszymi. Piosenki proste, z różnych trudnych czasów pochodzące: powstanie listopadowe, niewola, II Rzeczpospolita, II wojna światowa – niosły ze sobą wielki ładunek emocjonalny, który porywał i nakazywał być dobrym Polakiem. Dziękujemy za to, Panie Profesorze.
Za swoją pracę w szkole był wielokrotnie odznaczany: Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi (1973, 1976), Medalem Komisji Edukacji Narodowej (1974), Krzyżem Zasługi dla ZHP (1979), Brązową, Srebrną i Złotą Odznaką im. Janka Krasickiego (1975, 1976, 1977), Odznaką za Zasługi dla Województwa Ciechanowskiego (1978), Odznaką dla Rozwoju Miasta Mławy. Dwukrotnie został uhonorowany Nagrodą Ministra Oświaty (1972, 1979).
Sam o sobie pisał: Urodziłem się w Sosnowcu jako syn Antoniego i Katarzyny. Ojciec był górnikiem w kopalni Niwka. Szkołę podstawową skończyłem w 1942 roku i zostałem zabrany na roboty rolne na Górny Śląsk – Tychy. Po ośmiu miesiącach na roli zostałem przeniesiony do pracy w kopalni Niwka. W 1944 roku zostałem w podziemiach tejże kopalni ciężko ranny i musiałem przebywać dziesięć tygodni w szpitalu. Po wyzwoleniu – w 1945 roku wstąpiłem do Liceum Ogólnokształcącego w Mysłowicach, skąd w roku 1948 przeniosłem się do Krakowa. Egzamin dojrzałości otrzymałem w 1949 roku, zostając absolwentem II Liceum Ogólnokształcącego.
Studia na wydziale filozoficzno-historycznym ukończyłem w 1955 roku, otrzymując tytuł magistra historii (z wyróżnieniem). Pracę zawodową w charakterze nauczyciela rozpocząłem w Krościenku. Spędziłem tam kilka lat, ucząc historii, prowadząc zespoły pieśni i tańca, podejmując się jednocześnie pracy kierownika internatu. Pracowałem społecznie jako założyciel i prezes oddziału PTTK w Krościenku. Prowadziłem ponadto dwa zespoły pieśni i tańca, które w konkursach wojewódzkich zdobywały czołowe miejsca.
Dyrektor Liceum w Krościenku, dokonując oceny pracy o Panu Łaciaku napisał: (…) posiadał wielką łatwość nawiązywania współpracy ze środowiskiem, w którym pracował. Wielką zasługą pana Eugeniusza Łaciaka było zorganizowanie szkolnego zespołu pieśni i tańca, który swoimi występami zyskał sobie sławę w całym województwie. (…) jako historyk wyróżniał się podczas organizowania i prowadzenia wycieczek po Pieninach, wzbudzając, zwłaszcza u turystów zagranicznych, kult piękna ziemi polskiej i jej niezwykłej przeszłości.
Po latach, kiedy był już nauczycielem, a potem dyrektorem mławskiego Liceum wracał ze swoimi klasami w tamte strony, organizując wycieczki, obozy językowe czy wędrowne. Kochał góry i tą miłością zarażał wielu swoich uczniów, ze skutkiem bardzo pozytywnym, pięknie podkreślając swoją miłość do Tatr, Beskidu Żywieckiego, Pienin.
Takie były początki pracy wychowawczej Pana Profesora, który z biegiem czasu stawał się nie tylko coraz bardziej świadomym i doświadczonym nauczycielem historii, ale konsekwentnie dojrzewał do realizowania swoich pasji artystycznych. Zaczął w Krościenku, ale z wielką pasją i powodzeniem kontynuował swoją pracę na tej niwie także w Mławie. Zakładał zespoły pieśni i tańca, sam z młodzieżą śpiewał, ucząc nie tylko samego śpiewania, występowania, ale – tak naprawdę – obycia, życiowej ogłady, uczestnictwa w kulturze, i to w szerokim tego słowa znaczeniu. Zespół „Gawęda” założony w latach 70. liczył około 100 osób. Wszyscy śpiewali, wpatrzeni w dyrygenta, w którego Pan Profesor zamieniał się z pasją i dumą.
Codzienne apele w szkole, którymi rozpoczynane były lekcje zamieniały się w krótkie powitanie, szybkie ogłoszenia i długie śpiewanie, czasami dwóch, trzech, a często nawet czterech, czy pięciu pieśni. I tak codziennie, konsekwentnie, aż stały się bliskie i można je było w środku nocy odtworzyć na każde zawołanie. Do dzisiaj je pamiętamy i tylko dzięki Panu Łaciakowi możemy je „przekazywać” dalej, swoim dzieciom, wnukom. Dzisiaj młodzież coraz mniej śpiewa, a już na pewno nie śpiewa tych pięknych, „naszych” pieśni patriotycznych, polskich, ludowych – „Łączko…”, „Hej, Mazowsze”, „Cztery córy miał tata….”. Jeśli tak było, że nie umieliśmy docenić, ile dla nas znaczą, doceniliśmy je w kilka lat po skończeniu Liceum. Brzmiały w naszych uszach - nuciliśmy je w domu, przy okazji spotkań towarzyskich, śpiewaliśmy podczas wszystkich dotychczasowych zjazdów absolwentów. Wiadomo, były przepustką do tamtych czasów, czasów młodości spędzonej w tak doborowym towarzystwie w naszej szkole przy Wyspiańskiego. Zawsze, kiedy brzmiała któraś z tych piosenek, widzieliśmy Pana Łaciaka, kiedy stał przed nami na drewnianych schodkach, dyrygując.
Jeden z absolwentów tak wspominał Pana Profesora: (…) liceum w latach 70. istniało i działało sprawnie pod kierunkiem dobrego dyrektora Eugeniusza Łaciaka.
Poziom nauczania był wysoki i na to nie trzeba dowodu. Szkoła była częścią systemu i nie mogła stanowić wyspy. (…) Dyrektor Łaciak był niewątpliwie człowiekiem pełnym pasji. Rozśpiewał szkołę (…), uważał naukę pieśni narodowych za jeden z najważniejszych elementów patriotycznego wychowania. Miał rację.(…) Dyrektor Łaciak przekazał setkom uczniów ogromny obszar polskiej duchowości i historii w bardzo oryginalnej formie – narodowej pieśni.
Kocha poezję. W szkolnych i miejskich uroczystościach nie stronił od występów, śpiewania razem z uczniami. Łączył w ten sposób pokolenia. Kiedy chór śpiewał refreny, Pan Profesor – często wraz z jakimś innym solistą brał „na siebie” odśpiewanie zwrotek. Wszyscy pamiętają Jego „Cztery córy miał tata”. W 1977 roku wziął udział w Konkursie Żywego Słowa im. Zenona Klemensiewicza. Konkurs miał na celu popularyzowanie piękna mowy polskiej, polskiej poezji. Pan Eugeniusz Łaciak zaprezentował się bardzo dobrze, otrzymując drugą nagrodę, a wręczał Mu ją sam Jan Świderski – nestor polskich scen, wybitny aktor i reżyser.
Bardzo wiele zrobił dla uczniów. Dbał, by za Jego dyrektorowania funkcjonowało obok szkoły lodowisko. Przez wiele lat uczniowie naszego Liceum mogli korzystać z wypożyczalni łyżew i całymi godzinami, po lekcjach, wieczorem doskonalić jazdę figurową, biegi łyżwiarskie, zabawy na lodzie. Redakcja Sztandaru Młodych w dniu 17 stycznia 1973 roku wystosowała do Pana Łaciaka telegram takiej treści: Otrzymaliście pierwszą nagrodę w konkursie „Ślisko nie ślisko”. Przyjeżdżamy, by ją wręczyć 17 stycznia około 12.00. Redakcja Sztandaru Młodych”.
Dzięki Panu Dyrektorowi powstały trzy nowoczesne – jak na tamte czasy (przełom lat 70. i 80.) - budynki internatu. Wychowankowie nie musieli już palić w piecach, by było ciepło w ich pokojach mieszkalnych. To był milowy krok ku nowoczesności.
Odznaczał się wielkim taktem pedagogicznym, bo, po prostu, zawsze był i pozostał taktownym człowiekiem. Kiedy pracował, był jak dynamit, nigdy się nie męczył, dla każdego miał czas, lubił rozmawiać z uczniami, żartować, nawet pouczać, ale mądrze i życzliwie. Wymagał i stymulował do pracy swoich uczniów.
Spędził w Mławie ponad 40 lat. Od kilku mieszka w Łomży, ale wraca, interesuje się, dzwoni, bo jest wciąż nasz, jest wciąż bardzo z Mławą związany, bo Mławie oddał swój zapał, swój talent, włożył ogrom pracy w edukację młodzieży grodu, którego nie przestał uważać za swój. Dziękujemy, najserdeczniej jak tylko umiemy za wszystko, co Pan dla naszej społeczności zrobił i życzymy zdrowia.2012- RYSZARD JUSZKIEWICZLAUDACJA:
Profesor Ryszard Juszkiewicz jest mławianinem od 1942 roku. Uczęszczał do Gimnazjum i Liceum przy Wyspiańskiego, a jego wychowawczynią była pani mgr Bronisława Miecznik – nauczycielka historii.
W 1968 roku napisał swoją pierwszą książkę – „Mławskie Mazowsze w walce”. Uzyskał dzięki niej nagrodę tygodnika „Polityka”, co jednocześnie zapoczątkowało powstanie wielu następnych opracowań historycznych. Za swoje prace naukowe został nagrodzony przez Mazowiecki Ośrodek Badań Naukowych. Jest autorem ponad 300. artykułów, recenzji i wielu tzw. prac przyczynkowych. Zawsze starał się być i jest rzetelnym w interpretowaniu faktów i dat.
Uważany jest za wybitnego znawcę regionu, ze szczególnym uwzględnieniem Mławy i regionu zawkrzeńskiego. Odtwarza historię miejsc, które są mu bliskie, bo tu dorastał, smakował życie. Wydana w 1980 roku książka „Gmina Szczepkowo Borowe (Janowiec Kościelny)”stała się dla Profesora szczególnie bliska, bo przywoływała m. in. miejsce Jego urodzenia – wieś Skrody nad Orzycem. Zawsze z nostalgią wspomina swoje dzieciństwo spędzone w Skrodach.
Zawodowo pracował w sądownictwie, orzekając w sprawach cywilnych. W 1987 roku został zwolniony z pracy w sądzie po postawieniu Mu zarzutu, że jest niedyspozycyjny, zbyt klerykalny, że w pracy korzysta z naukowej literatury zachodniej. Już wtedy był członkiem i doradcą „Solidarności”. W czasie stanu wojennego bez trudu podjął decyzję o odmowie podpisania tzw. lojalki. Bronił prawdy, wolności słowa, odkłamywał historię najnowszą, więc trudną, wciąż budzącą emocje.
W latach 90. był senatorem i najrzetelniej jak umiał, reprezentował nasz region w Senacie RP, piastując tę zaszczytną funkcję przez dwie kolejne kadencje. Praca w Senacie była swoistym uwieńczeniem wieloletniej działalności na rzecz nowej, demokratycznej rzeczywistości po roku 1989.
W 1992 roku wydał książkę o powstaniu styczniowym, bo temat był mu szczególnie bliski. Sam twierdzi, że odczuwa sentyment do powstańców, którzy podejmowali się walki dla Ojczyzny w sytuacji beznadziejnej, bez szansy powodzenia. Tę książkę Pan Profesor ceni sobie szczególnie wysoko: ta książka też jest dla mnie bardzo ważna – wyznaje. To też oznacza, że swoje książki po prostu lubi, traktuje poważnie. To bardzo dobrze. Jeden z wybitnych dziennikarzy zapytany, którą swoją książkę najbardziej ceni, odpowiedział, że tę, która jeszcze nie powstała, ale ceni wszystkie, bo pisał je z przekonaniem, że są potrzebne, że mówią coś ważnego, że przekazują prawdy konieczne. Właśnie, prawdy konieczne. Książki Pana Profesora są bardzo istotne ze względu na ocalanie zakopanej głęboko prawdy, historii. Trzeba wiele odwagi, wnikliwości badacza, by ją odkryć, sprawdzić, zapisać – w sposób odpowiedzialny - dla potomnych.
Zapytany, co Go zainspirowało do pisania, odpowiada szczerze: (…) doświadczenie z przełomu lat 40. i 50. Wtedy zaistniała potrzeba przeciwwagi wobec kłamliwej propagandy, która w kontrolowany sposób prowadziła do sowietyzacji kraju.
Należało przedstawiać prawdę, choćby za cenę kłopotów, na przykład w pracy, czy z pracą. Wieloletnia praktyka sędziego przygotowała Go do posługiwania się słowem w sposób ostrożny, odpowiedzialny, niezwykle rzetelny. Opisywać nie znaczy oceniać, znaczy wydobywać z zapomnienia tych, którzy na zapomnienie zostali skazani – oto, według Pana Profesora, sens pracy historyka, a szczególnie historyka – regionalisty.
Jest twórća mławskiej uczelni – Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, w której do dziś kształcą się studenci. Założył także Stację Naukową zajmującą się badaniami najnowszej historii regionu. Dzięki Niemu potrzebująca, dobrze ucząca się, ambitna młodzież I LO może liczyć na finansowe wsparcie – stypendium z Fundacji Korzybskich. Pan Juszkiewicz szczycił się, że był Przyjacielem Profesora Tadeusza Korzybskiego, który nie poskąpił środków finansowych na stworzenie Fundacji.
W 1998 roku Profesor obchodził swoje 70. urodziny. Uroczystość uświetniająca to ważne wydarzenie odbyła się 20 stycznia w Sali Koncertowej Szkoły Muzycznej. Obecni byli przedstawiciele władz miejskich, Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Mławskiej, historycy spoza Mławy, a także wielu przedstawicieli społeczności miasta. Były gratulacje, życzenia, wspomnienia. W bardzo rodzinnej atmosferze przebiegła uroczystość uhonorowania najbardziej „naukowo uhonorowanego” mławianina. Miasto bowiem zawdzięcza Mu upamiętnienie wielu niezwykle ważnych miejsc historycznych, które ocalił od zapomnienia, wiele opracowań, książek, artykułów, słowem – niezaprzeczalnie zasłużony dla miasta. Uwieńczenie święta urodzin Pana Profesora koncertem w wykonaniu młodzieży z Państwowej Szkoły Muzycznej jeszcze bardziej podniosło rangę spotkania, nie wspominając o bardzo długiej kolejce osób czekających cierpliwie z życzeniami dla Jubilata. Profesor długo, cierpliwie słuchał podziękowań za dotychczasową pracę na rzecz społeczności regionu, żartował, cieszył się, że został tak ciepło, ale z powagą uhonorowany.
„Zawsze tworzył oazę niezawisłości i sprawiedliwości (…), nie ulegał wpływom i naciskom”- w ten sposób rozpoczyna swój artykuł o Panu Profesorze Ryszardzie Juszkiewiczu autor artykułu zamieszczonego w „Głosie Mławy” w 2005 roku. Artykuł napisany został z okazji benefisu Profesora, który odbył się w Dniu Humanisty w kwietniu 2005 roku. Na spotkaniu ze studentami, pracownikami mławskiej uczelni, a także przedstawicielami władz Mławy Profesor opowiadał o swojej pracy, dorastaniu, życiu.
Nie sposób przecenić dorobku Profesora Ryszarda Juszkiewicza, nie sposób wymienić wszystkich tytułów jego prac, nie sposób przejść obok tak bogatego zbioru książek, które napisał z zaangażowaniem, pasją mławianina kochającego swoje miasto, przywiązanego do prawdy. Jest to wartość nieoceniona posiadająca rangę książek bardzo ważnych i mądrych. Można je znaleźć w bibliotekach w wielu krajach Europy.
„Księgą poległych i zamordowanych wychowawców i wychowanków Gimnazjum i Liceum im. St. Wyspiańskiego w Mławie w okresie I i II Wojny Światowej” oddał hołd Kolegom i Nauczycielom swojej szkoły, którzy złożyli ofiarę ze swego życia na ołtarzu Ojczyzny.
Szkoła jest dumna ze wszystkich swoich absolwentów, ale z tak wybitnego Wyspiańczyka w szczególności.
Dziękujemy, Panie Profesorze. Wyrażamy swoją wielką wdzięczność za to, że możemy nazywać się Pana kolegami – niektórzy młodszymi, inni starszymi, ale kolegami z tej samej szkoły przy Wyspiańskiego. Należymy do tej samej rodziny Wyspiańczyków.2013- MARIA NOWOSIELSKA2014- JERZY RUTKOWSKI2015- KS. PROF MICHAŁ GRZYBOWSKILAUDACJA:
W ponad stuletniej historii Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Wyspiańskiego w Mławie jej mury opuściło wielu młodych i uzdolnionych ludzi, którzy odcisnęli swój trwały ślad w dziejach nauki polskiej. Wśród nich jest jednak niewielu takich, którzy osiągnąwszy wyżyny naukowej kariery, potrafią z nieukrywaną dumą i bez żadnego skrępowania, nieważne w jakim środowisku się znajdują, przyznawać się do swoich mławskich korzeni. Do takich postaci należy niewątpliwie nasz dzisiejszy Bohater, który w biogramach zamieszczanych na obwolutach jego wielu książek pisze często: „syn ziemi mazowieckiej, absolwent Liceum im. Stanisława Wyspiańskiego w Mławie”. I chyba dobrze się stało, że na progu 2015 roku, w którym ks. prof. Michał Grzybowski będzie świętował 55-lecie kapłaństwa i swojej pracy naukowej, został on wyróżniony wręczeniem statuetki ZASŁUŻONY WYSPIAŃCZYK, przyznawanej osobom w sposób szczególny związanym z naszą szkołą.
Ks. prof. Michał Marian Grzybowski urodził się 8 września 1937 r. w miejscowości Stara Wieś koła Janowa, w rodzinie o tradycjach szlacheckich. Jest jednym z pięciorga dzieci Józefa i Elżbiety Grzybowskich. Jako najstarszy z synów otrzymał pierwsze imię po dziadku, drugie zaś na cześć Najświętszej Maryi Panny, której wielką czcicielką była matka przyszłego kapłana. Już jako trzyletni chłopiec, wraz z rodziną, musiał opuścić dom rodzinny, w ramach wysiedleń związanych z przygotowaniami do budowy poligonu dla żołnierzy niemieckich. Rodzina państwa Grzybowskich zamieszkała w Nidzicy, i właśnie w tym mieście po zakończeniu wojny Michał Grzybowski ukończył szkołę podstawową. Od 1950 r. związał się z Mławą, gdzie przeprowadziła się rodzina państwa Grzybowskich po śmierci ojca księdza, Józefa Grzybowskiego. Zamieszkali w domu przy ulicy Padlewskiego 46, tam gdzie przez lata mieszkała krewna ks. Michała Grzybowskiego, pani profesor Jadwiga Grzybowska. To właśnie w Mławie ksiądz Grzybowski uczęszczał do szkoły średniej i tu zdał maturę w 1954 r. Jak wspomina:
Mława to czas mojej młodości, szkoły średniej – Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Wyspiańskiego, ze wspaniałymi profesorami, wychowawcami oraz koleżankami i kolegami. Mile do dziś wspominam swoich profesorów, nauczyciela języka polskiego pana Doberskiego, Jadwigę Witwicką, historyczkę – panią Bronisławę Miecznikową, rusycystę – Zygmunta Uzarowicza, fizyka – Jana Sikorskiego, matematyka – Stanisława Anyszkę, łacinnika – pana Obrębskiego i wielu innych, którzy z zaangażowaniem w tych trudnych czasach przekazywali nam prawdziwe wartości. Będąc gimnazjalistą przeżywałem takie momenty, jak aresztowanie prymasa Polski kardynała S. Wyszyńskiego, proces biskupa Czesława Kaczmarka, ale i takie jak śmierć Józefa Stalina. W maju 1954 r. otrzymałem świadectwo dojrzałości. Mogłem wreszcie realizować to, o czym przemyśliwałem od dawna – wstąpić do Seminarium Duchownego.
W latach 1954-1960 r. Michał Grzybowski odbył studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku, kierowanym wówczas przez zasłużonego kapłana, ks. dra Wacława Jezuska. Po ukończeniu seminarium 12 września 1960 r. otrzymał sakrament kapłaństwa z rąk biskupa Piotra Dudźca, sufragana płockiego. Był to jednocześnie początek jego drogi naukowej. Obok bowiem pracy duszpasterskiej, na wikariacie w Płocku, Pomiechowie i Zakroczymiu, kontynuował studia wyższe w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, ukończone w 1968 r. uzyskaniem magisterium z teologii w zakresie historii Kościoła, na podstawie pracy Troska biskupa Michała J. Poniatowskiego o wychowanie w seminariach diecezji płockiej 1773-1785.
Po ukończeniu studiów ks. Michał Grzybowski został mianowany przez biskupa Bogdana Sikorskiego dyrektorem Wydziału Katechetycznego w Kurii Diecezjalnej w Płocku. To właśnie z tego okresu pochodzi ułożony przez niego i używany bardzo długo w diecezji płockiej modlitewnik Z Jezusem Chrystusem (Płock 1975). W latach 1973-1990 ksiądz Grzybowski pełnił funkcję dyrektora Biblioteki Wyższego Seminarium Duchownego i wicedyrektora Archiwum Diecezjalnego w Płocku. Jednocześnie był krótko prefektem Niższego Seminarium Duchownego, a następnie przez długie lata uczył w tej szkole historii i wiedzy o społeczeństwie.
Praca na stanowisku dyrektora biblioteki i nauczyciela historii w seminarium była dla ks. Michała Grzybowskiego dalszym etapem jego pracy naukowej. W 1977 r. na podstawie pracy Kościelna działalność Michała Jerzego Poniatowskiego biskupa płockiego (1773-1785), napisanej pod kierunkiem ks. prof. dra hab. Hieronima Eugeniusza Wyczawskiego, otrzymał stopień doktora nauk teologicznych w zakresie historii Kościoła w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W 1989 r. za pracę Szkolnictwo elementarne na Mazowszu Północnym na przełomie XVIII i XIX wieku w świetle wizytacji kościelnych (1764-1830), wydanej w Płocku dwa lata wcześniej (1987), Rada Naukowa Instytutu Historii PAN w Warszawie nadała mu stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie historii. W 1999 r. z rąk Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego otrzymał tytuł naukowy profesora nauk humanistycznych. Natomiast w 2001 r. mianowany został przez Ministra Edukacji Narodowej profesorem zwyczajnym Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Od 1991 r. aż do przejścia na emeryturę ks. Michał Grzybowski był pracownikiem naukowym na wielu polskich uczelniach: w Bydgoszczy (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego), Łowiczu (Mazowiecka Wyższa Szkoła Humanistyczno-Pedagogiczna, tu był prorektorem), Płocku (Wyższe Seminarium Duchowne, Punkt Konsultacyjny Akademii Teologii Katolickiej/Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Szkoła Wyższa im. Pawła Włodkowica), Toruniu (Wyższe Seminarium Duchowne) i we Włocławku (Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna), a obecnie także w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Ciechanowie. Pod jego kierunkiem powstało kilkanaście prac doktorskich, ponad 200 prac podyplomowych, ponad 250 prac magisterskich i ponad 220 prac licencjackich. Był też recenzentem w kilkunastu przewodach habilitacyjnych oraz doktorskich.
Najważniejsza jest jednak jego spuścizna naukowa i pisarska, w której już od pół wieku prezentuje swoje badania oraz popularyzuje historię Mazowsza i Kościoła płockiego. Ma na swym koncie ponad 800 publikacji. Składają się na nie oddzielne opracowania, serie wydawnicze, materiały źródłowe oraz różnego rodzaju artykuły, biogramy, omówienia i recenzje. W pracach ks. Michała Grzybowskiego można znaleźć wiele odniesień do historii Mławy, mławskiej fary oraz pracujących tu duchownych. Wielokrotnie też gościł w naszym mieście z odczytami i referatami. Bywa w Mławie często, odwiedzając swoją rodzinę i znajomych, uczestniczy regularnie w zjazdach Absolwentów Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Wyspiańskiego.
Za swoją pracę na rzecz Kościoła płockiego oraz dokonania naukowe na niwie historii ks. Michał Grzybowski otrzymał godność kanonika honorowego kapituły katedralnej płockiej oraz wiele odznaczeń i medali, między innymi Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi, Medal Komisji Edukacji Narodowej, Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Złotą Odznakę „Za opiekę nad zabytkami”, Medal „Za zasługi dla miasta Płocka”, Medal „Za zasługi dla miasta Ciechanowa”, Wielki Order Świętego Zygmunta, a w 2011 r. Medal „Zasłużony dla Miasta Mławy”.
Czcigodny Księże Profesorze ! Niech to dzisiejsze wyróżnienie będzie dla Księdza wyrazem naszego uszanowania wobec tak bogatego i aktywnego w różnych wymiarach życia kapłana, profesora, przyjaciela, ale także jednego z nas, absolwenta Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Wyspiańskiego w Mławie. Jesteśmy dumni, że nasza szkoła ma takich właśnie wychowanków. Dla nas zaś, którzy jesteśmy świadkami tej dzisiejszej uroczystości, niech będzie to znak, że zawsze można wypłynąć na wielkie wody historii, ale nie nigdy nie powinno się zapominać o tym naszym, mławskim, rodzinnym strumyku. I o tej ziemi rodzinnej, w której od wieków kwitną polskie kwiaty, łąkach zasłanych czerwonymi makami, i tak licznych grobach bohaterów, o których pamięć trzyma nas przy życiu i z dnia na dzień coraz bardziej rozpala w nas miłość do rodzinnej ziemi i historii ojczystej.
Szczęść Boże na dalsze lata kapłańskiej posługi i pracy naukowej Księdza Profesora !